Zrobiłam na drutach pierwszy sweter. Jest wspaniały w swojej nieidealności, unikat. Następnego dnia od razu zaczęłam kolejny, inny, trochę bardziej skomplikowany. On też będzie nieidealny, już widzę kilka pomylonych oczek. Przybywa go szybciej, coraz luźniej trzymam druty, więc ręce mniej się męczą i mogę dłużej robić na raz. Czuję postępy z tygodnia na tydzień.
Uczę się robić na drutach, bo chcę. Sama czynność sprawia mi przyjemność, mam dużą satysfakcję z tego, że noszę coś, co zrobiłam własnymi rękoma, zależy mi na tym, by sweter był z dobrej jakości wełny, a w sklepach trudno znaleźć ubrania bez domieszek akrylu czy poliestru. W każdym razie mam silną motywację, żeby doskonalić tę umiejętność i trenuję ją codziennie w każdej wolnej chwili.
Jako dziecko nie lubiłam czytać i średnio sobie z czytaniem radziłam do momentu, w którym moja mama zaczęła ze mną pracować technikami szybkiego czytania (tymi samymi, których uczę Was teraz) oraz do momentu, w którym dałam szansę Harremu Potterowi. Na początku było trudno, to w końcu długa książka i ma sporo dziwnych wyrazów, jednak po jej przeczytaniu po kolejne sięgałam już chętniej. Czytanie było łatwiejsze i sprawniejsze – trenowanie dowolnej umiejętności przez kilkanaście godzin w pełnym skupieniu i zaangażowaniu MUSI przynieść efekty, nie ma innej możliwości. Seria JK Rowling było tylko początkiem. Moją dodatkową motywacją do przyspieszenia czytania była kolekcja książek mojej siostry, których nie wolno mi było dotykać, więc podkradałam je i czytałam po kryjomu (znacie serial “Plotkara”? Jest na podstawie tych właśnie podkradanych przeze mnie książek autorstwa Cecily von Ziegesar
).

U moich uczniów jest bardzo podobnie. Kiedy w końcu trafimy na ćwiczenie, które jest dobrą zabawą i książkę, która jest interesująca, to postępy są błyskawiczne, widać je czasem nie tylko z tygodnia na tydzień, ale dosłownie z dnia na dzień. Dlatego tak ważne jest montessoriańskie podążanie za dzieckiem (można to robić, nawet kiedy nie działa się 100% w nurcie Montessori, nikt tego nie sprawdza!).
My, jako nauczyciele, rodzice, tutorzy czy mentorzy mamy za zadanie asystować przy pracy, którą dziecko wykonuje samodzielnie. Ja, podczas zajęć terapii czytania, dokładnie tym się zajmuję. Mam bazę ćwiczeń, technik i zabaw oraz książek, autorek i autorów, pokazuję, podpowiadam i podsuwam to, co może się dziecku spodobać i sprawdzam, co zadziała. Jak nie działa, to wymyślam nowe ćwiczenia i szukam nowych książek. Czasem dodatkowo muszę też ponegocjować z dzieckiem, żeby w ogóle chciało podjąć próbę, zaufało procesowi, który proponuję.
Kiedy dziecko jest “uczulone na książki”, ten ostatni punkt jest najtrudniejszy. Negatywne skojarzenia, strach przed popełnianiem błędów podczas czytania czy odczuwanie wstydu (bardzo trudna emocja, blokuje podejmowanie działań) sprawia, że dziecko może być wycofane, pobudzone, unikające, “niegrzeczne” na wiele różnych sposobów. Dlatego właśnie emocjami trzeba się zaopiekować w pierwszej kolejności. Później będzie już z górki, bo kiedy chcemy się czegoś uczyć, to w końcu się nauczymy, niezależnie od tego czy to czytanie, liczenie czy robienie na drutach.
Czy chcesz tego dla swojego dziecka? Zapisz je do mnie na terapię czytania! Już wkrótce zaproszę Cię też na szkolenie dla rodziców “Odczulanie na czytanie” na którym opowiem więcej o moim podejściu do uczenia i podzielę się wspomnianą bazą materiałów.