Twoje dziecko na hasło “książki” robi awanturę? Nic straconego!

terapia czytania
Na pierwszej lekcji nie chciał siedzieć przy monitorze. Wcale nie chciał siedzieć, wstawał, kręcił się, przerywał, przeszkadzał, robił wszystko, żeby mnie sprowokować do złości. Odpowiadałam stanowczością, chociaż w środku musiałam liczyć do dziesięciu, jego strategie były wyjątkowo skuteczne. Proponowałam kolejne zabawy i kolejne żarty, by mimo wszystko utrzymać lekką atmosferę, ale niewiele z nich zażarło.
 
Pod koniec lekcji zrobiłam przemówienie o tym, że mogę pomóc, tylko kiedy on będzie chciał tę pomoc przyjąć i o tym, że uczenie się zawsze zależy od ucznia, a moja rola ogranicza się do zaprezentowania dobrych ćwiczeń. Umówiliśmy się trójstronnie na kolejne sześć tygodni pracy: ja obiecałam, że będzie łatwiej, o ile ćwiczenia będzie robił, on obiecał, że będzie je robił, o ile wybierzemy ciekawą książkę, mama była świadkiem tej umowy i obiecała wsparcie.
 
Zapytałam, czym się interesuje i o czym chciałby czytać, na co wyjął atlas, pokazał wielką mapę, która wisiała na ścianie i zaczął opowiadać o rybach. Posłuchałam, zadałam pytanie, pochwaliłam, uśmiechnęłam się. Pozwoliłam się wygadać i podzielić pasją.
 
Kolejne zajęcia były minimalnie łatwiejsze, miał samodzielnie wybraną książkę, którą sam zaczął czytać i go zainteresowała. Widziałam, że się starał, ale wciąż bardzo bał się oceny. Chciał pochwalić się tymi fragmentami tekstu, które przećwiczył między spotkaniami. Ma fenomenalną pamięć, więc wyrecytował tekst z dziesięciu stron ,machając ołówkiem po linijkach. Kiedy zaproponowałam dalsze ćwiczenia na dalszym tekście, powiedział, że nie chce, bo przecież jeszcze tego nie ćwiczył, więc jak ma to czytać. Stosował uniki, zaczął się wygłupiać, zadawać pytania, kręcić, wstawać. Myślę, że podczas tych zajęć pobiłam rekord w powtarzaniu: “spróbuj, jak coś będzie niejasne to Ci pomogę”. W końcu spróbował, a jak coś było niejasne to pomagałam, z uśmiechem zachęcałam do ponownej próby i na wszystkie sposoby pokazywałam, że pomyłki są okej. Mimo wszystko, podczas tej lekcji, ćwiczeń było raczej niewiele.
 
W kolejnym tygodniu dowiedziałam się od jego mamy, że chodzi z książką po domu i podczytuje w wolnych chwilach. Na zajęciach sam przypomniał żarty i zabawy, które proponowałam na pierwszym spotkaniu i tym razem mogliśmy je wykorzystać. Minęły kolejne lekcje, a on wciąż woli prezentować to co przećwiczył niż ćwiczyć coś nowego, ale ćwiczy. Nadal robi uniki, ale coraz rzadziej i chyba głównie po to, by sprawdzić moją reakcję. Prędkość czytania zwiększył o jakieś 30%, do czytania funkcjonalnego jeszcze daleko. Ale za to sam przyniósł mamie lekturę i sam zdecydował, że chce ją poczytać na głos. Ta sama osoba, która miesiąc wcześniej na hasło “książki” robiła awanturę! Na lekcjach jest coraz spokojniej, możemy sobie pozwalać na coraz więcej żartów i zabaw, bo są wspólne i wspierają ćwiczenie.
 
Trzymajcie za niego kciuki, bo to świetny człowiek, a przed nim jeszcze sporo wyzwań. Ja jestem dobrej myśli.
 
Chciałabyś/chciałbyś, żeby to była opowieść o Twoim dziecku, które przeżywa podobne trudności? Zapraszam na zajęcia terapii czytania, napisz mi wiadomość, by zarezerwować termin.
Udostępnij:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *